... gdy nie działa główne forum Warhammer PBF
Użytkownik
Biegnę tuż za kapłanem. Nawet się nie odzywam, bo to zbędne.
Offline
Co chwilę skręcaliście w korytarze, biegliście po schodach. W końcu Ranulf rzekł:
- Najpierw odwiedzimy kapitana straży, Aedzie. Do jego komnat w tę stronę!
I tak po paru chwilach zatrzymaliście się w drzwiach. Ranulf klepnął cię w ramię, zapukał i powiedział, że teraz twoja kolej na gadanie. Drzwi otworzyły się i zobaczyłeś zaspaną twarz kapitana w szlafroku.
Offline
Użytkownik
- Kapitanie, mamy poważny problem - odparłem - Liebnitz waz ze swoją strażą udał się do swojej świątyni. Za pomocą artefaktu chaosu chce prawdopodobnie przywołać dusze jednego z demonów! Potrzebujemy pomocy pana i straży, w przeciwnym wypadku w mieście dojdzie do istnej masakry!
Offline
Ranulf pokiwał głową a kapitan zaniemówił.
- Liebnitz wyznawcą Chaosu?! Czy wy wiecie jakie oskarżenie właśnie wysunęliście? Jakżeby utrzymał się na pozycji zastępcy Ar-Ulryka jeśli twierdzicie, że jest zepsuty? W Middenheim takie słowa są niezwykle niebezpieczne, panowie.
Wypuścił powietrze i przetarł zmęczone oczy i czoło.
- Opuścił pałac? Przecież zakazałem!
Offline
Użytkownik
- A ja mam dowody na to, że nim jest panie Shutzmann - odparłem - Jestem hierofantem, wiem co mówię. Wyznawcami chaosu zostają nawet ludzie na najwyższym szczeblu. Liebnitz został najwidoczniej opętany przez sam artefakt, który zabił mi starych towarzyszy.
- Kapitanie, jeśli nic nie zrobisz, to przyczynisz się do istnego chaosu w mieście! Czy ty wierzysz w to, żeby kapłani Sigmara wierzyli w chaos? Ci, którzy sami go zwalczali? Uważasz, że byliby wstanie plugawić swoją własną relikwię? Gdy dla nich pracowaliśmy chcieli nas stracić! Potem musieliśmy pracować na tyle dyskretnie, by nie wpaść w ich ręce. Na procesie Jonathan powiedział, co i jak.
- Powtarzam, Liebnitz opuścił pałac by udać się do własnej świątyni. Już tam pewnie jest i się przygotowuje do rytuału! A pan dobrze wie, że taką pozycją można bez problemu ominąć straże miejskie. On wziął ze sobą swoją gwardię! Moi towarzysze pobiegli by go powstrzymać! Jednak to kompletnie za mało. Potrzebujemy pańskiej pomocy, potrzebujemy pańskiej straży! Bez niej nie powstrzymamy opętanego kapłana!
Offline
- Wy też opuściliście pałac? Bogowie, dajcie mi cierpliwość.
Odwrócił się i zamknął wam przed nosem drzwi. Już myśleliście, że to koniec. Odprawił was...
Jednak po paru chwilach Shutzmann wyszedł w ubraniu i pociągnął nosem.
- Nie pozwolę na ignorowanie rozkazów dowódcy całego Middenheim. Zaraz zwołam straż i ruszymy do Świątyni Ulryka. Jeśli trzeba, sprowadzę ich siłą. Musimy dokończyć ten proces. - wyprzedził was i zniknął w korytarzu.
- Czuję, że to zajmie trochę czasu. - mruknął Ranulf. - Ruszajmy do Stoltza, trzeba go powiadomić. - dopowiedział kapłan i ruszył korytarzem w drugą stronę.
Offline
Użytkownik
- Prowadź. Oni pewnie będą bardziej skorzy do działania, niż on - odparłem i jak Ranulf już ruszy, to ja biegnę tuż za nim.
Offline
Dotarliście w parę minut do komnat Sigmarytów. Wpadliście na trzech kapłanów przechadzających się po korytarzu. Jak tylko zobaczyli Ranulfa w szatach stanęli jak wryci. Ostrożnie zaczęli się cofać.
Offline
Użytkownik
- Zaczekajcie! - zawołałem - On jest ze mną! Niosę bardzo ważne informacje dla arcykanonika Stoltza!
Offline
Zatrzymali się i zaczęli szeptać między sobą.
- Tędy. - powiedział pierwszy i poprowadził was korytarzem do komnaty Arcykanonika. Drzwi otworzył wam jakiś służący i zaprowadził do Arcykanonika. Zobaczyliście, że ten wstaje z fotela. Chyba też nie może zasnąć tej nocy.
Offline
Użytkownik
- Liebnitz jest opętany - powiedziałem. Postanowiłem od razu walić prosto z mostu - Artefakt chaosu zniewolił jego dusze. Teraz wraz ze swoją strażą ruszył do swojej świątyni by odprawić rytuał przywołania demona!
- Wiem co mówię. Ten kapłan Ulryka, Ranulf - wskazuje na niego - Wysłał nas z zadaniem dostarczenia artefaktu do Collegium byśmy go zniszczyli. Sądził, że w przekazywanym pudełku jest artefakt. Na miejscu otworzyliśmy go. Zamiast niego... była głowa naszego świadka.
- Musicie nam pomóc! Jeśli kapłan przywoła demona to w mieście wybuchnie panika i chaos!
Offline
Arcykanonik poderwał się z fotela i cały blady podszedł do szafy.
- Nadszedł czas, w którym Sigmar sprawdza moją wiarę. Wyruszam natychmiast!
Zaczął się szybko ubierać, przypasał też swój młot. Stwierdziłeś, że gotuje się jak na wojnę. A czas leci...
Offline
Użytkownik
- Potrzebna nam jest każda zbrojna ręka! Każdy kapłan! Gdzie są łowcy? Oni też mogą nam pomóc... - pytam się.
Offline
Użytkownik
- Zrozumiałem - odparłem i spojrzałem się na Ranulfa - Czy są jacyś kapłani Ulryka, którzy nie popierają Liebnitz'a? Wybacz za moją zuchwałość i takie pytanie, ale w tej chwili każda pomoc się przyda!
Offline
Użytkownik
- A ty? - spytałem się go idąc w kierunku wyjścia z pałacu, gdzie miał już czekać na mnie arcykanonik z Shutzmannem.
Offline
- Pójdę, czuję, że to moja powinność wobec Ulryka i tego miasta.
Szliście korytarzami słysząc krzyki w całym Pałacu. Co chwilę jakiś strażnik biegał i dopinał rzemyki. Innym razem Sigaryta z młotem. Mijały kolejne cenne minuty. Dotarliście do głównych wrót pałacowych. Jednak wciąż niewiele jest tu osób.
Offline
Użytkownik
- Przydałoby się dużo kuszników... i przede wszystkim wysokie morale. Pojawienie się demona w świątyni Ulryka byłoby naprawdę strasznym czynem... - mruknąłem do Ranulfa - I bardzo niebezpieczne. Na dodatek tracimy czas!
Offline
Użytkownik
- Nie, ale martwię się o moich towarzyszy - przegryzłem wargę - Nie chce by ginęli nadaremno. Jednak... masz rację. Muszę poczekać na arcykanonika i kapitana straży. Bez nich nie mam szans w konfrontacji z Liebnitzem, nawet z drużyną.
Offline
Użytkownik
Patrzę się po strażnikach i kapłanach. Badam ich uzbrojenie, podatność na morale...
Offline
Wyglądają w porządku, chyba są pewni swego. Gotowi, ale i zmęczeni zamieszkami i tym burdelem który się zrobił w mieście... Uzbrojeni są w kolczugi i mundury. Jest ich jak na razie dziesięciu. Dobrze, że nie więcej. Walka w takim tłoku w małym pomieszczeniu może być zabójcza...
Offline
Użytkownik
Trochę jakby uspokojony czekam na przybycie Shutzmanna i Stoltza. Każda minuta jest cenna... i to bardzo.
Offline
Użytkownik
- Zaczyna się - mruknąłem do Ranulfa. Podszedłem kilka kroków bliżej by przysłuchać się rozmowie.
Offline
- Żołnierze! Nasze miasto potrzebuje nas znowu! - zaczął Shutzmann donośnym, wyćwiczonym głosem do strażników. - W mieście zalęgło się zło. Arcykapłan Liebnitz i jego... yy...
- Bractwo Topora. - dopowiedział Ranulf.
- ... I jego Bractwo Topora opuścili Pałac mimo zakazu. Są podejrzani o konszachty z Niszczycielskimi Potęgami. Ruszamy, teraz, zaraz do Świątyni Boga Zimy. Waszym zadaniem jest sprowadzenie wszystkich z powrotem do Pałacu by proces mógł być kontynuowany!
Offline
Użytkownik
Rozglądam się za arcykanonikiem. Gdzie on do cholery się podziewa...
Offline
- Zanim jednak wyruszymy, muszę załatwić parę formalnych spraw! Czekajcie i przygotujcie się duchowo do walki, która może was dziś czekać!
Shutzmann skończył i z korytarza nadszedł Stoltz z czterema kapłanami. Widać, że mają zbroje pod szatami i młoty przy pasach. Kapitan spojrzał w tamtą stronę:
- Nic się nie dzieje, Arcykanoniku. Wracajcie do swych komnat, nie trzeba mi tu gapiów!
Offline
Użytkownik
- Oni idą z nami kapitanie - powiedziałem podchodząc do Shutzmanna - Potrzebna nam jest każda pomoc. Nigdy nie wiadomo, co Liebnitz na nas szykuje. A każde wsparcie się przyda. Poza tym to jest pewne, że jest opętany. Zabił on świadka procesu.
Offline
- Nie widziałem dowodów! - odpowiedział ci szorstko kapitan. - I nigdzie nie idą, dałem jasny zakaz wychodzenia z Pałacu aż do procesu. Nie trzeba mi tu więcej kapłanów biegających po mieście!
Offline
Użytkownik
- Kapitanie, nie ma czasu! Liebnitz poszedł w jakimś celu do świątyni łamiąc zakaz! Na dodatek zabił świadka procesu... nieśliśmy jego głowę! To nie jest postępowanie godne kapłana Ulryka... jeśli on coś planuje złego to potrzebne nam jest każde wsparcie! Kapitanie, każda minuta tutaj spędzona tylko powoduje, że kapłan jest bliższy celu, a moja drużyna jest w coraz większym niebezpieczeństwie!
Offline
Słabo ci poszło przekonywanie, kapitan był nieubłagany.
- Nie po to ruszam z ludźmi w celu przyprowadzenia kapłana, który wyszedł z Pałacu, by inni kapłani leźli za mną! Wracajcie do swych izb! Ty też! - wskazał na Ranulfa.
Offline
Użytkownik
(PS na przekonywanie)
Offline
Użytkownik
(no ja pierdole w pizdu kurwa mać! ;/ A arcykanonik czemu się do ciula nie odzywa?)
- Nie przyprowadzisz go! On wziął ze sobą gwardię! Ty myślisz, że ci się podda jak potulny baranek i wróci? - powiedziałem już ciszej - Ten kapłan Ulryka wie co się święci. Wiesz co on chciał ze mną zrobić? Stracić. Zabić, tak jak moich kompanów, po wykonaniu roboty. Gdyby nie ten kapłan, gdyby nie kapłani Sigmara, już byśmy leżeli gdzieś w jakimś wykrocie, a zaczęłoby się palenie Sigmarytów. Wierzysz w to co on mówi? Wierzysz w tą splugawioną ikonę, której ramkę znalazłem w kanałach, w siedzibie szczuroludzi? Kapitanie... nie bez powodu poszedłem do ciebie. Potrzebna jest nam pomoc straży. Jest nam potrzebna każda pomoc by powstrzymać Liebnitza!
Offline
(bo panuje taka atmosfera, że wszyscy gapią się tylko na was)
- To prawda! Mówi on prawdę, herr kapitanie. - rzekł Ranulf stając przy tobie.
- Pójdziemy z waszym pozwoleniem, herr Shutzmann, albo bez niego. - dopowiedział Arcykanonik stając z drugiej strony. - Proces w tej chwili jest mało ważny tak jak i pański rozkaz. Tu się ważą losy miasta i losy mojej świątyni. A także losy ludzi, waszych ludzi, Shutzmann. Nie będę spokojnie pochrapywał w Pałacu kiedy Liebnitz opętany żądzą mordu i zniszczenia jest na wolności i chodzi bezkarnie po mieście!
Kapitan zaniemówił i zapadła namacalna cisza. Ranulf szepnął:
- Musisz biec i znaleźć swoich, Aedzie. Spróbuj ich zatrzymać zanim sami wejdą do tego gniazda węży. Biegnij, natychmiast!
Offline
Użytkownik
Kiwnąłem głową.
- Kapitanie - odparłem robiąc krok w tył - Tej nocy ważą się losy tego miasta. Od ciebie zależy w dużej mierze, co się teraz stanie.
Kolejny krok w tył.
- Kapłani Sigmara są niewinni. Zostali niesłusznie oskarżeni.
Następny...
- Wybaczcie...
I już biegłem... w kierunku świątyni Ulryka. Bo tam pewnie pobiegli moi towarzysze/
Offline
Nie zaatakowano cię. Straż również nie ruszyła się z miejsca. Wybiegłeś przez drzwi w chłodną noc, czując napięcie w brzuchu. Tak jakby wnętrzności były napięte niczym bawola skóra na bębnie. Stres... taki styl życia cię wykończy...
Biegnąc skręciłeś ostro w lewo i upadłeś poślizgnąwszy się w kałużę. Szybko się podniosłeś i zacząłeś biec równolegle do ogrodów. I wtedy zdarzyły się dwie rzeczy. Zobaczyłeś. I usłyszałeś. Zobaczyłeś Algroma pędzącego z młotem przez plac - prosto do Świątyni Ulryka. Jest sam. A usłyszałeś krzyki bólu i odgłosy walki dochodzące z ogrodów książęcych po lewej!
Offline
Użytkownik
Bez wahania pobiegłem za Algromem. Jego najpierw trzeba powstrzymać. Jest nieobliczalny... nie poradzi sobie sam.
A resztę i tak uleczę... w końcu od czego ja jestem w drużynie?
Offline
Użytkownik
- Algrom! - zawołałem - Zaczekaj! Nie poradzisz sobie sam! Straż i kapłani zaraz nam pomogą!
Offline