... gdy nie działa główne forum Warhammer PBF
Użytkownik
Splatam magię do pancerza. Po chwili próbuje rzucić niezdarność na Liebnitza (2 kostki).
Offline
Wtóruję kompanowi i atakuję Liebnitza dwa razy!
Offline
Spoglądam przez sekundę w stronę wpadających strażników. Wsparcie, chociaż jeden raz! Uśmiecham się złośliwie w strone Liebnitza.
-To koniec, Liebnitz.- Krzyczę zdrajcy w twarz, tnąc go podwójnie.
Offline
Wcale nie patrzę w stronę nawiedzonego kapłana tylko staram się uniknąć lub sparować ciosy obu Teutogenów. Jeśli się uda, to rzucam na jednego z nich ponownie Gniew. (2 kostki) Niech wreszcie rozprawi się na dobre ze swym kompanem.
Offline
Liebnitz sparował dwa ciosy Tancerza i atak Leonarda. Potem zaatakował Aeda dwukrotnie. Elf jednak uniknął szybko.
Jonathan oberwał wielkim toporem przez udo i krzyknął z bólu. Zalał się krwią i zachwiał.
6 obr! (ż. 4/15)
Młot Algroma wbił się w klatę Arcykapłana wginając zbroję. Krew poleciała z ust Liebnitza, a ten zaklął siarczyście.
Zaklęcie Aeda nie wypaliło!
Mag ognia sycząc z bólu nogi krzyknął zaklęcie i teutogen zaatakował znów swego kompana!
Całą salę wypełniają pokrzykiwania, rozkazy, krzyki bólu i szczęk żelastwa! Amulet na piersi Liebnitza pulsuje!
- Zabijcie go teraz! - krzyknął z tłumu Zweistein. - Teraz, kiedy amulet pulsuje!
Offline
Użytkownik
- Za światłość! Precz z demonami! - krzyczę i wypala żądłem w Liebnitz'a przed tym splatając magię do pancerza.
Offline
Wybieram eliksir leczniczy i wypijam go. Mam nadzieję, że Teutogeni będą zbyt zajęci sobą by zwracać uwagę na mnie.
Offline
Atakuję dwa razy, najmocniej, jak tylko potrafię. Nie wytrzyma długo, zginie!
Ostatnio edytowany przez Iben (2011-06-02 17:36:33)
Offline
Walę Liebnitzowi po dwakroć najmocniej jak potrafię.
Offline
Tancerz Wojny zaatakował, ale Liebnitz odparł cios. Elfa odrzuciło i potknął się o leżące ciało Brata Topora. Uderzył z hukiem potylicą w posadzkę, katana wypadła mu z rąk i znieruchomiał. (Av, jesteś nieprzytomny, nie pisz)
2 obr!
Liebnitz bez trudu sparował potężny cios Algroma.
- Kurwie syny! Zginiecie wszyscy! Na chwałę Khornowi! - ryknął i oblizał topór z krwi. Zaatakował potężnie tnąc przez ramię Leonarda, który zatoczył się łapiąc za głęboką ranę!
4 obr! (ż. 6/13)
Żądło wypaliło uderzając kapłana w ramię aż się cofnął.
Jonathan wypił szybko eliksir (+5 żyw! (ż. 9/15))
Kapłan sparował też dwa ciosy Leonarda.
Walczący tłum mordował się, a krew lała się po podłodze.
Offline
Użytkownik
Z kamienną twarzą zaczynam inkantować zaklęcie gorejący wzrok! Dodatkowo wzmacniam całe zaklęcie splataniem magii i używam całej mocy! (2 kostki)
Offline
Powstrzymuję krzyk, ograniczając się jedynie do syku. Nie czas na to... tnę podwójnie, licząc, że w końcu przebiję ten pancerz.
Offline
(brawo, Marcus, przegapiłeś kolejkę ;p)
Algroma ciosy zostały natychmiast sparowane przez Liebnitza!
Aed zaczął inkantację... (nie musisz pisać - całą kolejną turę też inkantujesz)
Leonard potężnymi ciosami zaskoczył kapłana. Miecz przeciął pancerz i skórę Liebnitza, a ten zatoczył się krzycząc z bólu. Po chwili jednak zatamował krwawienie ręką, rozmazując krew sobie na twarzy. Wtarł też ją w amulet.
Po chwili Leonard oberwał toporem przez podbródek i zalał się krwią. Prawie upadł!
5 obr! (ż.1)
Offline
Krztuszę się włąsną krwią... Cicho syknij! Tylko...
-Kuurwa!- wydzieram się wypluwając krew, po czym atakuję podwójnie arcykapłana.
Ostatnio edytowany przez Iben (2011-06-04 19:34:25)
Offline
(Przepraszam za nieobecnosc ale nie mam dostepu do neta. Pisze z telefonu)
Podchodze do Liebnitza tak, by moc go zaatakowac, nie raniac towarzyszy. Uderzam w niego dwiema kulami Ognia Uzhul. (2 kostki)
Offline
Esgaroth napisał:
Elfa odrzuciło i potknął się o leżące ciało Brata Topora. Uderzył z hukiem potylicą w posadzkę, katana wypadła mu z rąk i znieruchomiał. (Av, jesteś nieprzytomny, nie pisz)
(Serio przegapiłem? xD)
Offline
Użytkownik
(inkantuje całą kolejkę?)
Offline
Tancerz dalej leżał nieprzytomny.
Liebnitz bez problemu sparował cios Algroma!
Aed dokończył inkantację! Jego oczy zapłonęły jasnym ogniem, rozbłysło i Liebnitz zatoczył się prawie padając. Krzyknął z bólu. Po chwili dostał ostrzem Leonarda i zalał się krwią. Trzyma się mimo tego na nogach!
Zaatakował toporem, a Aed nie zdążył sparować. Oberwał przez klatę i upadł na tyłek.
4 obr! (ż. 4)
Offline
(A ja to co? Pies? Przecież podałem swój ruch.)
Offline
(Cholera, przepraszam :))
Z rąk maga ognia wyleciały dwie ogniste kule. Jedna uderzyła kapłana w ramię, druga w nogę. Liebnitz z okrzykiem upadł na ziemię i zaczął płonąć. Z medalionu wyrwał się chory wrzask prastarego demona.
(ok, piszcie)
Offline
(To ja zmieniam akcję swoją)
Rzucam się na leżącego na ziemi Liebnitza i zaczynam okładać go po mordzie pięściami, nie zważając na ogień i śmiejąc się po każdym ciosie.
Ostatnio edytowany przez Hurgar (2011-06-05 12:30:15)
Offline
Na Liebnitza rzucił się Algrom i przygwoździł do ziemi. Pięści miażdżyły twarz arcykapłana, wybijały zęby, łamały chrząstki. Liebnitz próbował się rzucać na ziemi, kopał nogami posadzkę. Medalion przygasał.
Obok leżało stado martwych Teutogenów i paru martwych strażników. Wszyscy podbiegli do was, otoczyli was kręgiem. Niektórzy zakrywali usta, inni wymiotowali na ziemię patrząc jak Algrom wbija pancernymi rękawicami twarz kapłana w ziemię.
Offline
Użytkownik
Wstaję z trudem z podłogi.
- Algrom, opanuj się! Nie zabijaj go, on ma informacje! - podchodzę do niego i staram się go ocucić - Nie zniżaj się do jego poziomu, wygraliśmy już! Uspokój się na jasność!
Offline
- Muahahahahaha! - śmieję się coraz głośniej, waląc Liebnitza po mordzie. Po chwili jednak całkowicie poważnieję. Przestaję go bić. Zrywam amulet z szyi i rzucam go w stronę Aeda.
- Zajmij się tym - mówię. Młot gaśnie, a ja padam na ziemię, nieprzytomny.
Ostatnio edytowany przez Hurgar (2011-06-05 13:16:17)
Offline
Shutzmann doskoczył do kransoluda ze strażą i odciągnęli go od Liebnitza.
- Dość tego! Już po nim! - krzyknął komandor straży.
Algrom telepał się i trząsł jak jeszcze nigdy. Mruczał pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa w dziwnym języku przypominającym trochę Norski. W końcu padł na ziemię bez przytomności.
Liebnitz ruszył lekko głową patrząc w sufit, a z ust wyleciała mu bańka krwi.
Offline
Użytkownik
Zdziwiony zaistniałą sytuację ściskam mocniej amulet. Po chwili poważnieje.
- Zwiążcie go. Trzeba go przesłuchać. Jest kompletnie opętany.
Szukam wzrokiem Zweistena wśród tłumu.
Offline
- On już nic nie powie, spójrz na niego! - krzyknął Shutzmann.
- Odejdźcie od amuletu! - wrzasnął Zweistein cofając się od trzymanego przez Aeda amuletu. Elf upuścił Czerep, który poczerniał i eksplodował na miliard części oślepiając was dziwnym światłem. Rozległ się krzyk bólu demona i zapadła cisza.
- Wy głupcy! - wycharczał Liebnitz umierając na waszych oczach. - Nie złamiecie... woli Boga Krwi! Zniszczyliście tylko niewielką cząstkę esencji istnienia mego Pana! Są... jeszcze dwa inne artefakty! Kiedy się połączą, wtedy Xathrodox, Krwawy Obdzieracz powróci do tego świata i ... będzie pił krew słabych śmiertelników...! Krew dla Boga Krwi! Krew dla...
Znów zapadła cisza, Stoltz uczynił znak młota na swej piersi, a Liebnitz odszedł z tego świata.
Offline
Użytkownik
- W takim razie znajdę oba te artefakty i je zniszczę. Przysięgam to na mój honor i moje obowiązki - odparłem siląc się na spokój. Został załatwiony jeden problem, powstały kolejne dwa.
- No to chyba mamy koniec całej tej afery - stwierdziłem po chwili milczenia.
Offline
Wypuściłem powietrze po dłuższej chwili. Wszystko się działo tak szybko... Zatrzymuję spojrzenie na zmiażdżonej twarzy arcykapłana. Liczę każdy wybity ząb... Raczyłem przeżyć kolejnego wroga. Dotykam lekko swojej twarzy, krzywiąc się z bólu. Już się mam odezwać, kiedy ogłuszający ból szczęki powstrzymuje od wydania jakiegokolwiek dźwięku. Dalej spoglądam na arcykapłana, starając się zapomnieć o bólu.
Offline
Otwieram oczy i powoli siadam trzymając się za obolałą głowę. Sprawdzam, czy z rany nie leci mi krew. Rozglądam się przy tym po sali by określić swoją sytuację, a następnie staram się sięgnąć leżącej gdzieś katany.
Offline
Nagle Wieczny Płomień rozbłysnął łagodnym, niebieskim światłem. Wydawało się, że zaraz coś tu eksploduje. Fala niebieskiego światła i niebieskiej mgły zalała was oplatając wasze ciała. Poczuliście lodowate ukłucia na wnętrzach swych prawych dłoni. Po chwili ustały. Światło i mgła zalały podłogę, a krew i ciała spaczonych kultystów zaczęły niknąć na waszych oczach. Po paru sekundach wasza piątka upadła na ziemię ledwo przytomna wpatrzona w Wieczny Ogień Ulryka. W waszych głowach rozbrzmiał głęboki, przepotężny głos:
Ochroniliście mą świątynię i mój lud. Gdy trzeba stawić czoła prawdziwemu wrogowi, spory powinny odejść w bok. Niech to znamię będzie znakiem dla wszystkich!
W tym momencie znów poczuliście mocny chłód na prawej dłoni. Światło zgasło a na posadzce nie zostały żadne ślady krwi ani ciał kultystów. Kapłani podbiegli i was ocucili.
Offline
Użytkownik
Starałem się czym prędzej pozbierać. Ten głos... czyżby bogowie istnieli?
Jedno jednak było pewne... zrobiliśmy to, co było trzeba.
Offline
Ochroniliśmy jego świątynię? Czyżby to sam Ulryk raczył do nas przemówić? Hmm... Jeśli tak, to chyba powinniśmy się czuć wyróżnieni. Rzecz taka nie ma miejsca zbyt często. Ludzie wznoszą modły latami a żaden z bogów ich nie wysłuchuje.
Przez chwilę pocieram prawą dłoń i przyglądam się jej. Jakie znamię? O co chodzi?
Offline
Siadam ponownie zaskoczony z zajścia i spoglądam z zaciekawieniem na dłoń i znamię, o którym mówił głos. Czy to Ulryk? Przemawiał do elfa?
Offline
Co to... bóg? Ten blask... Nigdy czegoś takiego... Spoglądam szybko na prawą dłoń, wciąż nie mogąc do końca uwierzyć w to, co przed chwilą zaszło.
Offline
Wszyscy na dłoni macie biały jak śnieg symbol przedstawiający wilka dzierżącego młot.
Przeżyliście i pokonaliście zło w Middenheim! Zrobiliście co w waszej mocy i wygraliście! Po ciężkiej walce doprowadzono was do lazaretu miejskiego i zajęto się po królewsku.
(Po PD zgłoście się do mnie, a oto zakończenie w skrócie)
Minęły kolejne trzy dni w których wiele się działo...
Wszyscy zgodnie stwierdzili, że zbrodnia i to czego dopuścił się Liebnitz nie może wyjść na jaw. Poproszono was o przysięgę milczenia na ten temat, a ludziom Middenheim oznajmiono, że kapłan przeżył ciężkie załamanie i leczy się w odległym szpitalu Kapłanek Shallyi.
Ikona Sigmara trafiła do najgłębszych skarbców świątyni Sigmara i słuch po niej zaginął.
Kapitan Shutzmann, Arcykanonik i Ranulf ogłosili, że wszystkie problemy miasta były wynikiem działań wewnętrznego kultu panoszącego się po mieście. Napięcia religijne opadły.
Na ulicach pojawiło się więcej straży i zaczęła się odbudowa zniszczeń.
Proces Bauera został zakończony, a on sam oczyszczony z zarzutów. W międzyczasie odwiedził on Leonarda i odebrał swój "ukradziony" miecz. Łowcy pożegnali się z wami i z miastem, oraz wyruszyli gdzieś daleko na wschód by dalej tropić i nękać Sługi Chaosu.
Księgi znalezione w kryjówkach kultystów trafiły do najbardziej strzeżonych archiwów Collegium Theologica, do których dostęp dostał również Zweistein.
Powoli życie w Middenheim wraca do normy, uchodźcy wracają do swych domostw by zacząć życie na nowo.
Wy jednak nie możecie zacząć takiego życia. Widzieliście i przeżyliście zbyt wiele by teraz tak to zostawić. Waszą "troskę" podzielają też kapłani, a w szczególności Albrecht, który usłyszawszy o dwóch artefaktach zadumał się mocno i poprosił byście przyszli do niego na dniach. Na koniec dodał:
- Obawiam się, że czeka was długa podróż do Altdorfu, serca Imperium.
...
To Be Continued...
Offline